Byłem, widziałem. To, co zapamiętałem jest w tych workach.

Z dna oka 19

 Rozdział 19

Egzamin na mężczyznę

O dar mądrości i dobrą pamięć modle się co dnia od szczenięcych lat - jak babcia kazali, ale jak to z naszym Panem - "mówił dziad do obrazu...".
Tu akurat nie muszę zwracać się do Wiekuistego, który pewnikiem ważniejsze ma sprawy na głowie
- choćby... skurcz kasy z koszyczków w zakrystiach!  

Na tym zdjęciu pierwszy z lewej, to Janusz Ostrowski z Nowego Sącza.
Pamiętam koleżkę - dlatego, że byliśmy w dwie chłodnie w Kuwejcie z ładunkiem słynnych od Islandii po Kuwejt wafelków Prince Polo produkowanych w Cieszyńskiej "Olzie".

Z wielkim sentymentem wspominam tam załadunek.
Dzięki zielonemu światłu kierownika zakładu mogłem rzucić okiem na produkcję tego specjału. Tego się nie da porównać z dzisiejszymi zautomatyzowanymi liniami produkcyjnymi.
Wówczas to była prawie manufaktura. Do wyrobu ciasta przywożono świeże mleko z okolicznych mleczarń. 

Wafle wypiekano ręcznie, potem smarowano je także ręcznie, później krojono już na odpowiednią wielkość by następnie oblać czekoladą w urządzeniu... jakimś. No i po ochłodzeniu następowało automatyczne pakowanie w złotko (bo folia aluminiowa była złotego koloru). Wafelki pakowano po 40 szt. do kartonika, potem kartoniki do dużego kartonu by wysłać produkt na eksport. Smak tego wafelka był boski, nieporównywalny. Olza robiła jeszcze inne - trójkątne; "Elites". Tu u mnie, w Polskich Delikatesach też są Prince Polo, ale to już nie ten zapamiętany smak. Słychać w tym badziewiu - chcącym uchodzić za dawne, jakieś sztuczne dodatki jakieś diabelskie wynalazki. Cóż zrobisz? Nawet chleb smarowany margaryną z Brzegu... toż to było niebo w gębie... boska margaryna - "Margaryna mleczna przeciw ciąży jest skuteczna".

UWAGA! Konsumpcja masła grozi sklerozą!

Palma - teraz też w cudzych pewnikiem rękach?...
Chleb ze śledziem też był lepszy!... Polacy mają islandzkie śledzie, a Islandczycy polską wódkę i Prince Polo! A wszyscyśmy o ile młodsi byliśmy... Gdzie to jest?!
- Albo zamek błyskawiczny z Zampolu... tylko ten, kto sobie nim przyciął siuraka wie, co to prawdziwy - nasz - polski - rajfenszlus!
Pasta do podłóg... pachniała od Wielkiej Nocy do Bożego Narodzenia istny cud myśli technicznej NASZYCH polskich inżynierów... Łza się w oku kręci na samo wspomnienie jak ongiś od tego narkotycznego smrodku.

A papier do… śmiechu? - na cóż komu takie naonczas burżujskie pokusy?
Co to my palce potracili?!

Głos płodów rolno spożywczych ziemi naszej nie gorzej od Trybuny Ludu w kibelku się sprawdzał!

Tylko mi wina z "Lasu" nie żal, bo się nie umywało do mojej ambrozji mszalnej pędzonej w piwnicy…

Módlmy się... O Panie, który stworzyłeś w sześć dni świat cały wraz z kartkami na wszystko i Służbą Bezpieczeństwa prosimy Cię, przywróć nam te błogosławione czasy, kiedy z sąsiadami w domach się siedziało zgodnie siwuchę w zmyślnych alembikach kręconą popijając miast się po świecie włóczyć, łajdaczyć, gendry i fejsy-pejsy na nas sprowadzać i śmierdzące konopie popalać!...

CHCEMY POWROTU DO KOMPOTU!

Siedzieliśmy z Januszem w Abdulowym hoteliku in Kuwait City przy lampce "Jaśka wedrowniczka" prince-polem pogryzając.
On to naonczas mniej więcej w te słowa się odezwał:
"co za cholera siedzi w tych żydowskich kiepielach, że gdy jakiś nasz Żyd zakład otworzy (bo trzeba Ci wiedzieć czytelniku, że Olzę stworzyli bracia Brunon i Wilhelm Schramek), to ten się ma dobrze i rozwija, zaś te nasze, w polskich rękach, kuleją i padają jak muchy nad psim gównem...?"
Tak dosłownie powiedział, wybaczcie nieprzystojność.

Trudny, bardzo trudny wybór
Pracuje tyle już lat w mozole dla systemu efekty prawie żadne. Wykitował Lońka, papieżem został Polak. Dzieciaki dorastają. Jaka czeka je przyszłość, perspektywy? Żądne. "Marneszanse" - jak mawiał De Gulle - mają na lepsze życie. Trzeba to zmienić, na gwałt! Jestem im ojcem przecież!

Wracam z Kuwejtu, przed Belgradem dowiaduje się z „Jedynki” (polskie radio), że Gierka zastąpił Kania. Będzie lepiej zapewnia spikier... od ponad dwudziestu lat słucham tej zdartej płyty z tą samą melodia. Bolą zęby od tego.

Jedno co mam jak na razie, to życie światowca jakie udało mi się zdobyć z wąskim, gronem kolegów.
Nagrody Goncourtów napewno nie zdobęde. Większość sąsiadów utopiłaby mnie w łyżce wody.
Nie liczę też na to by leżeć na Powązkach. 


Słuchanie "Jedynki" logicznie i przetwarzanie tego bełkotu, a po przetworzeniu na język prosty, zrozumiały nasuwa wnioski, interpretacje gadającej głowy, a krytyczne przetworzenie... sumuje się w pastisz rodem z za wschodniej granicy.

Cieszyłem się nie najlepsza sława dyletanta i snoba pośród okolicznej gawiedzi, ale wciąż ufałem, że moje imitacje nikomu krzywdy nie czyniły. Moich małpiarskich zachowań, gestów i tonów byłem świadom. Wiedziałem, że powinienem przezwyciężyć owe skłonność. Ale nie byłem Proustem i z własnej słabości nie czyniłem siły, przynajmniej tak wówczas myślałem. A ci co nie czytali Prousta, a do niego - takie odnosiłem wrażenie mnie porównywali - chyba, że mieli na myśli wkład, ale nie zawartość! Bo Proust to nudziarz straszliwy, a ja wręcz odwrotność!

Człowiek dziczeje stykając się z ludźmi, i albo musi wybudować sobie erem, albo spłaszczyć do wymiarów otoczenia. Odrzuca mnie przeraźliwa, ludzka głupota, tej armii, tej rzeszy nieuków, półgłówków, którzy formują "intelektualna elitę polskiego narodu" korzystając z tego, że jeszcze większe hordy przygłupów stanowi dla nich korzystne tło. Znaleźć człowieka, z którym można porozmawiać nie wysłuchując banałów, idiotyzmów, cwaniackich łgarstw, fałszywych zapewnień, tanich sprośności lub specjalistycznych bełkotów "fachowca", dla którego branżowe wykształcenie (plus umiejętność trzymania widelca) jest cała jego kultura. Jeśli ci się zdarzyło spotkać kogoś bez płaskostopia mózgowego, to znalazłeś SKARB!

Alergia na głupotę, konformizm i oportunizm - obok niezgody na podłość i okrucieństwo świata, prowadzi ku samotności. Patrząc zaś z innej strony na kruchy zlepek ożywionej gliny, pamięć podsuwa jedynie takie teksty:

"Ty, co nie jesteś panem i jednej godziny,
Kto cię raz dobrze poznał, ze wstrętem omija,
Boś ty podły jak robak, zdradliwy jak żmija.
Twoja miłość jest chucią, twoja przyjaźń zdrada,
Twój uśmiech jest szyderstwem, a za twoja radą,
Kto by się kiedyś odważył śmiało stawiać kroki,
Uznał, lecz już po czasie, to za błąd głęboki.
Zaufać w twoje słowo: boś z rzędu ostatni,
Pychą tylko przewyższasz zwierząt orszak bratni".

Minęło znów trochę czasu. Czasu straconego.
12 grudnia roku pamiętnego, wstąpiłem po drodze do domu.
Auto z ładunkiem do Szwecji stoi pod domem.
Jest niedzielny ranek. Budzi syn nadając, że jakaś wojna w Polsce jest – w radio gadają. Tv nie działa. Rzeczywiście, tranzystor buczy komunikatem WRONy, że jakiś stan wojenny nastąpił. Podają także, że wszystkie granicę zamknięte. Śniegu przez noc napadało po pachy. Gdzie się udać z problemem?
Wsiadłem w małe i pojechałem na milicję.
Dyżurny mówi, że nie jest w stanie mi powiedzieć co mam dalej robić z ładunkiem.
Telefony nie działają.

Po obiedzie jadę do Świnoujścia, po drodze kolumny wojska, samochody, czołgi (kilka w rowie). Szweje głodni, przemarznięci proszą o papierosa. Rozpiździaj i chaos.


Polska - miejsce na mapie, które mnie męczy, ale mimo wszystko lubię. Kocham nawet. Tu przez lata zdarzyło się masę rzeczy, które czyniły mnie szczęśliwym lub smutnym, tutaj są moi przyjaciele, tu jest mój krąg kulturowy tylko, naprawdę nie o to chodzi. Chodzi o to, że Polska stała się krajem w którym przestrzeń do dokonywania wyborów życiowych została zawężona tak bardzo, że właściwie zdołały się
w niej zmieścić tylko dwie możliwości w których nie ma nic interesującego.

Możliwość pierwsza: uczymy się pilnie, jesteśmy kreatywni, mobilni, dyspozycyjni, kochamy naszą firmę, robimy karierę... Stop. Niekoniecznie robimy karierę ba, nawet nie musimy mieć takich ambicji, jednak musimy się zachowywać tak, jakbyśmy chcieli ją robić. Nawet, jeśli pracujemy w charakterze nocnego stróża. Zawał przed czterdziestka.

Możliwość druga: nie uczymy się pilnie, kończymy zawodówkę albo i nie, czujemy się pogardzani, jesteśmy stadem rozkapryszonych, tępych leni i warchołów którzy powinni się wziąć do roboty, wykazać inicjatywę tyle, że roboty przeważnie nie ma, więc nie staramy się być kreatywni, mobilni etc. Mówiąc kolokwialnie, kładziemy na wszystko lagę - pijemy. I tyle. Wątroba wysiada przed czterdziestka.

Dworce są brudne, politycy sprzedajni. W dziedzinie rozwarstwienia dochodów zbliżamy się do niedościgłego południowoamerykańskiego wzoru. System emerytalny mamy wzorowany na Etiopii - ale, trzymamy fason.

Bądź kreatywny! Autorytety naukowe nie mają nic do powiedzenia. Media kreują wirtualną rzeczywistość. Postępująca oligarchizacja zbliża nas do niedościgłego azjatyckiego wzoru. Warszawa to nie całą Polska - ale, trzymamy fason.

Bądź dyspozycyjny! W Tv. pani Dyrektor chwali się, że aby zostać portierem w jej firmie, należy znać dwa języki obce i mieć wyższe wykształcenie. Jakiś inny pan wciąż wierzy w niewidzialną rękę rynku. Wszystkim nam będzie lepiej. Rolnicy dostaną mnóstwo pieniędzy, bo nie wszystko zdołają rozkraść partyjni nominaci więc, trzymaj fason, bądź mobilny! 

Z radia Rosiewicz wyjaśnia dlaczego tu siedzę, a Tercet Egzotyczny utwierdza:
„Tu jest twój dom”. Dziękuję kur.. a wysiadam!

Zjeździłem kawał świata, widziałem jak żyją ludzie.
Dlatego chce, by moje dzieciaki żyły inaczej. Tym bardziej, że wiem jak żyć powinny i było im lżej jak nie było mnie.

Czytam, że w Hiszpanii „bezrobotni młodzi ludzie spędzają dnie na plaży, pałac trawkę i marząc o Paryżu, a ich główne perspektywy na przyszłość to kariera budowlańca lub barmanki”.

Zaiste, cóż za przerażająca wizja. Tylko, że pracując na Zachodzie jako barman, budowlaniec, pomocnik fryzjera, mogę się spokojnie utrzymać i nikt nie będzie wymagał tytułu magistra + znajomości dwóch języków obcych, notorycznej pracy za darmo w nadgodzinach i kłaniania się szefowi w pas za to, że w ogóle raczył mnie zatrudnić.

Po prostu system zostawia niszę dla tych wszystkich wariatów i nieudaczników, którzy nie chcą lub nie mogą robić kariery, nie stosuje bezwzględnie zasady „daj się kupić albo zostaniesz zgnojony”…

Chciałbym być dobrze zrozumiany, nie chodzi mi o to, że syf, że brudny dworzec, że złodzieje, wyzysk, że granda. Nie! Po prostu męczy mnie, denerwuje, a coraz częściej wkurwiają teksty refrenu przeboju śpiewanego ciągle przez polskie ELITY (z braku lepszego słowa), że jest w miarę normalnie, że w sumie wszystko jest w porządku, że jeśli nie wystarczy być kreatywnym, wykształconym i mobilnym, to należy być jeszcze bardziej kreatywnym i, że wszystko byłoby jak należy, a system funkcjonował będzie jak szwajcarski zegarek, gdyby tylko to cholerne sFołeczeństwo zechciało być wreszcie obywatelskie.

Naród już tego ględzenia nie może słuchać. Więc Marcin z Izą są w Londynie, Monika z Wojtkiem gdzieś koło Filadelfii, Ewa w Madrycie, Agnieszka pracuje w paryskim Markiecie - wkrótce dołączy do niej Krzyś…

Pożegnanie z bronią

Wróciłem z Anglii. Wjechałem na zajezdnię w Słubicach - czekając w kolejce na zatankowanie auta pod korek. 

Podchodzi "paszportowy" - mówiąc: daj paszport bo stracił ważność, zaraz ktoś jedzie do Warszawy z paszportami więc zabierze i twój.
Zdziwiło mnie to trochę, ale rzeczywiście tak było, że za kilka dni mój paszport tracił ważność.

Po zatankowaniu, przy rozliczeniach z podróży, wstąpiłem do paszportowca kanciapy.
"Pański paszport został wstrzymany do odwołania za nieetyczne zachowanie się na węgierskiej granicy" - anonsuje urzędnik.
Oki mówię, zaraz tu wrócę z kartą obiegową. Pomogłeś mi człowieku podjąć decyzję. 

W dwie godziny poczułem się wolnym. Więc jednak kapitan-sąsiadka (z biura paszportów (KWMO) nie zapomniała o mnie i mojej dezaprobacie w podjęciu z nią współpracy. Co za pamięć?!

Był kwiecień 84. Decyzja podjęta – spadam. Zdecydowane!
Emigruje sam, nie chce żony z dzieciakami skazywać na stres.

Cel emigracji - Kanada.

Brak komentarzy:

Z dna oka 1 Prolog

Z dna oka 19