wtorek
Kraksa
Moje zachowania względem mojej pracy nie odbiegają od średniej. Wypadków, kraks na drogach są tysiące każdego dnia, jedne nic nie znaczące stłuczki, inne nogami do przodu, a jeszcze inne są takie, że po ofierze znajdują kilka kości, nawet z wykryciem do kogo należały bywają kłopoty.
Gdybym to wszystko brał pod uwagę siedziałbym w szafie w piwnicy i jeszcze miałbym parasol z calowej blachy nad głową ale, że to wszystko mam jako tako opanowane, a pracę swoją lubię więc ją wykonuję jak najlepiej potrafię.
Było to kilkanaście lat temu, jechałem z San Diego do Dallas doładować 3/4 naczepy. Łatwo, lekko i przyjemnie.
Na dziesiątce, po minięciu Yumy robi się bardzo żółto jak w Vancuover i pusto jak w mięsnym za komuny, nie ma na czym oka powiesić, jedynie niedźwiedzie (The U.S. Immigration and Customs Enforcement) węszą za Meksykanami idącymi uparcie na saxy do Usiech. Puszczasz wówczas muzykę, dłubiesz w nosie i pchasz się do celu Facebook'a wówczas nie było.
Pomiędzy Tuscon a El Paso, joggujac po kanałach CB złapałem słabe gdakanie Słowian z nad Wisły, postawiłem słuchy - ja! - Polaki! - jadą też "dychą" w tę sama stronę co ja - na wschód. Byli około 20 mil z przodu więc strzeliłem z bata by po pół godzinie ujrzeć, na widnokręgu połyskujący chromem zad cysterny Polaków, i drugą dwie miłe z przodu. Zaczęliśmy nawijkę, jak to bywa w takich przypadkach na odludziu. Z psem by człowiek gawędził w tamtych stronach, a co dopiero z ziemlakem.
Rozmawiając, dowiedziałem się, że są z Frisco, jadą do Houston do portu z jakimś infammabile tatałajstwem. Skończyły mi się płyny do płukania wnętrza więc im mówię, że ich śmignę i zrobię zaopatrzenie w co trzeba. Później dokończymy temat, bo chciałem we "Wspólnocie Polskiej" pociągnąć do Kant (nie mylić!) jest taka miejscowość w Texasie. Za nią, jadąc na pn. wschód -- w moim wypadku - do Dallas wskakujesz na "dwie dychy". Czaisz?
Wyprzedzając ich, pograliśmy sobie na trąbkach machając gałęziami. Oni byli zaopatrzeni, nie mieli zamiaru zatrzymywać się aż u celu bo poganiał ich termin rozładunku.
Było to przed Deming, minąłem je, pognałem dalej pamiętając o ładnej pompie z zapleczem w miasteczku o znajomej mi nazwie jeszcze z Francji: "Cambray".
Chociaż świat wydaje się wielki tak nie jest. Czasami ludzie spotykają się wcale na to nie licząc po prostu los, przeznaczenie kieruje naszym zachowaniem, naszymi ruchami w gównie jakim jest życie. Czasami, chcąc kogoś spotkać planujesz, umawiasz się i... kicha nie wydało, dziwne prawda?
No, chyba że idziesz do swej babci, która żyje obok, z kwiatami w dniu jej urodzin, trafienie pewne - chociaż też możesz idąc - złamać nogę i... wiadomo.
Zjechałem na pompę, złożyłem wizytę w "Królestwie Ciszy" gdzie chwilę rozmyślałem na dziejami świata. Kupiłem napoje, inne wiktuały po czym do furki.
W CB usłyszałem znajome głosy. Zapytałem czy już minęli Cambray? Nie! Za chwilę.
Lubiłem "wozić się na kole", od tego czasu już nie - dlaczego?
Gdybym ruszył przed nimi, gadalibyśmy nadal do czasu aż by zamilkli. Pomyślałbym... że stanęli albo "kabel się urwał", pognałbym swoją drogą - czekając na nich zmieniłem swój jeden z nawyków.
Była godz. 8 P.M. słońce ostro dawało jak to ustalone miliardy lat temu, tym razem również z zachodu:
Kolesi już widzę z oddali jak się zbliżają do parkingu na którym stałem (południowa strona). Gdy już mnie minęli inny kierowca jadący naprzeciw
też (możliwe) poczuł potrzebę zwilżenia wnętrza. Nie wiem i nikt się nie dowie co go skłoniło do zjazdu na parking. Wycelował to spotkanie dokładnie.
Z dwu trucków + ładunki nie zostało kawałka prostego elementu. Odjeżdżając z Cambray zostawiłem dopalające się resztki aut i... marzenia, troski, radości - słowem, mienione życie czterech kierowców.
Jak myślisz, zapomnę z czasem nazwę tego miasteczka o nazwie "Cambray"? Uprzedzę cię. Nie, nie zapomnę, ale i również nie porzucę swej pracy która naprawdę lubię i myślę, że dobrze ja wykonuje. Nie wierzę w żadne prowadzące anioły, św. Krzysztofow (chociaż mam medalik w kabinie który dostałem kiedyś na pl. św. Marka w Wenecji od pewnej zakonnej siostry). Wierzę w siebie w swoją intuicję, doświadczenie i liczę tylko na siebie. To, pozwala mi wejść do kabiny i jechać.
Video z trasy po Pacyfic Highway: https://ebd.cda.pl/620x395/428702624?autostart=1