Z dna oka

Byłem, widziałem. To co zapamiętałem jest w tych workach.

wtorek

"Marzenie"



W śmierdzących i ponurych korytarzach jednej z większych stacji torontońskiego metra, pod dworcem autobusowym przez cały dzień i noc przewalają się tłumy ludzi.
Rano tysiące przybyszy opuszcza autobusy z innych dzielnic miasta nasyca miejsca pracy śródmieścia. Są to przeważnie urzędnicy - Białe kołnierzyki. Z kolejki podziemnej wysysa murzynów pracujących w budynkach biurowych jako obsługa. Setki kobiet białych i Portorikanek biegnie korytarzami zmieniając pociągi. Są to sprzątaczki.
Słychać języki większości narodów świata. Zawsze, fascynował mnie ten pędzący tłum. Próbowałem rozbić go na poszczególne osobniki i odgadnąć co robią i kim są. Jakie mają marzenia? Co ich tu przygnało i co ich tu trzyma? W tym tłumie sam byłem małą cząstką. Zagubioną i bardzo samotną...
Któregoś dnia usłyszałem grę na skrzypcach. Poszedłem w kierunku dźwięków. Pod schodami stała młoda dziewczyna. Grała na skrzypcach. Otwarty futerał leżał przed nią. W futerale było trochę pieniędzy. Jedno dolarowe banknoty i bilon. Przypuszczałem, że była studentką konserwatorium. Stanąłem w kręgu słuchaczy. Dziewczyna była bardzo szczupła. Wysmukłe długie palce trzymały smyczek. Oczy miała zamknięte. Grała "Marzenie" Schumanna:

Zasłuchany w tę melodię pomyślałem, że ona gra tylko dla mnie. Ta myśl opanowała mnie zupełnie. Miałem jakieś drobniaki, wyjmowałem po sztuce i rzucałem do futerału.
Byłem jednak czujny, jak zawsze w skupisku ludzi. Wzrok mój przebiegał po twarzach kręgu ludzi otaczających skrzypaczkę. Wyłapałem jednego widza o rozbieganych oczach i szczurzej mordzie. Uwaga jego skierowana była na pieniądze leżące w futerale. Obserwował jednocześnie twarze słuchających gry. Nasze spojrzenia skrzyżowały się. Moje oczy były zimne i pełne nienawiści. Nie dam skrzywdzić dziewczyny, która gra dla mnie. Lewą ręką odpiąłem guzik na prawym rękawie jeansowej kurtki, sprężynowy nóż łagodnie spłynął między palce. Otworzyłem go kciukiem. Ostrze błysło w otwartej dłoni w kierunku szczurzej mordy. Nie wytrzymał mego wzroku i opuścił oczy niżej. Nagle, jego oczy na czarnej mordzie stały się wielkie. Dostrzegł to co miał zobaczyć. Zrozumiał, że na pewno go dziabnę, gdy pochyli się po pieniądze. Zaczął się wycofywać, po czym pobiegł w głąb ciemnego korytarza. Jakiś czas słuchałem dalej. Dziewczyna przestała grać. Ludzie pobiegli w sobie znanych kierunkach. Wskoczyłem do pociągu zabierając marzenie ze sobą. Jeszcze mi długo towarzyszyło, na śmietniku, na którym żyłem. Dziewczyny nie widziałem więcej. Nie ważne. Marzenie pamiętam do dziś.